image1 image2 image3

I po kropkach...

No i niestety, następny sezon pstrągowy dobiegł końca. Każdy kolejny niesie ze sobą coraz większe oczekiwania i nadzieje, a kończy się żalem i pewnym niedosytem. Podobnie było i teraz…

1

Swoją przygodę z tymi pięknymi rybami rozpocząłem cztery lata temu. Od ubiegłego sezonu próbuje je łowić używając zestawu castingowego. Cały poprzedni sezon starałem się szlifować techniki rzutowe. Po kilku miesiącach operowania lekkim zestawem (Scorpion 1001 + St.Croix PC60MLF2) rzuty wychodziły nadspodziewanie dobrze.

2

W ciągu roku udało się złowić kilkanaście kropkowańców, jednak żaden nie był słusznych rozmiarów. Sezon się skończył i pomimo niedosytu czekałem z niecierpliwością na następny.

Tegoroczny sezon rozpocząłem pełny wiary w swoje umiejętności castingowe (gorzej z tymi pstrągowymi…). Byłem prawie pewien, że skoro już umiem w miarę nieźle podać przynętę, to prędzej czy później musi udać się skusić jakiegoś pstrąga. Dodatkowo w arsenale pojawił się nowy, finezyjny kołowrotek, który dawał nadzieje na jeszcze wygodniejsze operowanie lekkimi wabikami.

3

Zacząłem od początku roku. Niestety okazał się on tak samo słaby jak poprzednie rozpoczęcia. Nie mam szczęścia lub umiejętności do zimowych łowów. Jednak chęć spotkania z potokowcem brała górę i nad wodą byłem jak tylko zaistniała taka możliwość. Nawet bardzo silne mrozy (rzędu -10st.) nie były w stanie zatrzymać mnie w domu.

4

Pierwsze ładniejsze ryby pojawiły się dopiero w okolicach kwietnia. Śnieg stopniał, woda lekko się ogrzała a ryby zrobiły się znacznie bardziej skore do współpracy.

Moim niekwestionowanym królem wiosny był oczywiście pstrąg tęczowy, którego udało mi się oszukać w słoneczne, niedzielne południe. Potwierdził on słuszność doboru przynęty oraz sprzętu.

5

Nie był to co prawda potok, ale i tak się ucieszyłem. Był to jak na razie mój największy pstrąg. Teraz śnił się tej wielkości potokowiec, to było by coś!

Następny wyjazd miał miejsce dokładnie tydzień później. Zaraz po Wielkanocnym śniadaniu pojechałem razem z kuzynem nad jeden z ulubionych odcinków rzeki. Nie robiłem jemu ani sobie wielkich nadziei. Jednak po około godzinie, spod brzegu wyskakuje ryba i atakuje mojego woblerka. Jest w końcu ładny potokowiec – całe 41cm.

6

Przyznam szczerze, że te dwie ryby złowione weekend po weekendzie narobiły mi wielkiego smaku. Miałem nadzieje, że tak będzie ciągle. Jednak kolejne wyjazdy nie przynosiły upragnionego rekordu. Odwiedzałem różne odcinki, zarówno te łąkowe…

7

…jak i leśne, oraz te najtrudniejsze, gdzie koryto jest wąskie a woda płytka i czysta jak kryształ.

8

9

Odcinki łąkowe są zasiedlone przez pstrągi w mniejszym stopniu, jednak istnieje tam realna szansa na złowienie prawdziwego „kabana”. W tym roku byłem bliski…Jakoś na początku kwietnia postanowiliśmy z kolegą spróbować właśnie na łąkach. Po przejściu kilku kilometrów rzeki trafiliśmy na piękne miejsca. W wodzie leżały dwa zwalone w poprzek drzewa z wymytymi poniżej dołami – aż pachniało pstrągiem. Poszedłem obłowić drugie drzewo. Aby móc przeprowadzić odpowiednio wabik należało się wcisnąć między dwa małe drzewka, które znajdowały się na dość stromym brzegu. Rzut pod rozłożyste gałęzie, zatapiam woblera szybkim ruchem i prowadzę wzdłuż drzewa nad głębokim dołem. Nic. W drugim rzucie „wyszedł” i spokojnie płynął za przynętą. Nogi mi zmiękły z wrażenia i nie wiedziałem co zrobić. Ryba spokojnie płynęła za woblerem w poprzek nurtu, aż skończyło się miejsce gdzie mogłem go prowadzić, wtedy majestatycznie odpłynęła. Była naprawdę ogromna! Choć byłem tam później, nigdy więcej już jej nie widziałem.

Miałem jeszcze jedną okazję, aby móc pochwalić się ładną rybą…niestety też jej nie wykorzystałem. Na innym odcinku, leśno – łąkowym, obławiałem zatopione duże korzenie, których jest tam kilka. Wpuszczałem pod nie woblera i grałem pstrągom na nerwach. Po n-tym już przeprowadzeniu wabika pod korzeniem, pojawił się w końcu wymarzony potokowiec. Uderzył w Executora z wielkim impetem, tuż pod samymi nogami. Walka na krótkiej lince trwała zaledwie kilka sekund…a miał pewnie dobre 50cm.

10

Byłem bardzo zadowolony z trwającego sezonu. Miałem na koncie dwie ładne ryby, kontakty z kabanami - apetyt rósł. Mimo, że już połowa sezonu była za mną ciągle miałem nadzieje na „prawdziwego” pstrąga. Bardzo wysokie temperatury w lecie i bardzo niski stan wody dodatkowo nie pomagały w przechytrzeniu okazu.

Miejscówki odwiedzaliśmy naprawdę boskie – różne zawady z „grubą” wodą…

11

…powalone drzewa na zakrętach…

12

…rynny, dołki, podmyte drzewa, korzenie, mostki, wysepki, bystrza…można by tak cały dzień. Niestety wszystko, czym byliśmy obdarowywani to wyjścia, brania lub ryby przeciętnych rozmiarów.

13

Mijały kolejne miesiące a mojego kabana wciąż nie było na rozkładzie. Dość sporo było za to ryb małych, z przedziału 20-30cm. Nie wiem czy jest to efekt zarybień czy udanego tarła w ostatnich latach, ale rokuje to dobrze na przyszłość. „Udało” mi się jeszcze pod koniec sezonu spiąć przyzwoitego czterdziestaka oraz około wymiarowego pstrąga źródlanego. Szkoda, były by chociaż ładne, pamiątkowe zdjęcia.

W pełni doświadczony pstrągarz taki sezon, w którym dominują ryby małe, ładnych jest kilka, a brak okazów, uznałby za fatalny, a przynajmniej za słaby. Ja jednak jestem zadowolony. Udało mi się pobić własne rekordy, zobaczyć i spiąć duże ryby (to akurat nie żaden sukcesJ), poznać sporo nowych miejsc, rybich zwyczajów, podszlifować technikę oraz wypróbować nowy sprzęt oraz przynęty. To duża dawka wiedzy, która mam nadzieje zaprocentuje w kolejnych sezonach. Wierzę, że duże ryby przyjdą z czasem.

Pstrągowanie to dodatkowo obcowanie z naturą, nierzadko dziką. Różne pory roku, różne zjawiska. Nawet, jeśli ryby nie biorą to warto być nad wodą choćby dla takich widoków…

14

15

 

Z wędkarskimi pozdrowieniami
Bartosz Burski