Angielska przygoda

Kategoria: Artykuły
Opublikowano: wtorek, 20, listopad 2012 11:53
mekamil


- Wpadnij do mnie na szczupaki i okonie po kilogramie. – przeczytałem w odpowiedzi. Kilka dni później miałem kupione bilety, a myślami byłem już na Wyspach...

W tłusty czwartek, lekko przed północą dotarłem na Stansted, skąd odebrał mnie uśmiechnięty Tubaram i bezpiecznie dostarczył do swojego mieszkania w Oxfordzie. Piątek zszedł mi na aklimatyzacji, jak to Piotrek nazwał, a po południu na zwiedzaniu miasta. Musieliśmy też kupić permit dla mnie, czyli pozwolenie na wędkowanie.


W sobotę z rana, czyli około godziny 12, pomyśleliśmy, że pora skoczyć na ryby. Szybkie pakowanie, krótka podróż i jesteśmy nad Tamizą.


Dodam jeszcze, że w UK close season zaczyna się 15 marca i wówczas nie wolno łowić na rzekach aż do 15 czerwca. Do tego czasu jednak szczupak nie ma okresu ochronnego, jak w Polsce. Dlatego niech nie zdziwi Was zestaw, którym łowiłem: multiplikator niskoprofilowy z plecionką 40lb, zakończoną stalką 30 kg, podpięte do kija 15-50 g. Po prostu nastawiałem się na szczupaki.

Rozwijamy sprzęt, a w tym czasie Piotr wyjaśnia mi nieco charakterystykę rzeki i typowe dla tego odcinka stanowiska ryb:
- Ogólnie to ten odcinek jest raczej kleniowy, szczupaki będą tam niżej. – podsumowuje, a na koniec dodaje: – O godzinie pierwszej będziesz już miał rybę na brzegu.
Zakładam kopyto 12 cm i rzucam pod przeciwległy brzeg, pod nawisy gałęzi, licząc, że jakiś szczupak z nich wyskoczy i walnie w gumę. Jakież mnie zdziwienie ogarnęło, gdy po którymś rzucie zamiast cętkowanego zbója zapinam odpasionego klenia. Nie przeszkadzała mu ani gruba stalka, ani hak big game. Walka emocjonująca nie była. Szybki hol, podebranie, krótka sesja foto i do wody. Spojrzałem jeszcze na zegarek. Była 12.49, a więc mój guide mówił prawdę!

Przeszliśmy kawałek dalej, gdzie nurt wody wymył dołek (rzecz na tym odcinku Tamizy dość rzadką) i utworzył małe rozlewisko z prawie stojącą wodą. Tutaj, zgodnie z obietnicą Piotra, miałem dostać szczupaka. Pierwszy rzut, przeciągam gumę nad dołkiem i bez żadnego podskubywania coś po prostu siada na haku. Przez chwilę zagrał hamulec, ale ryba zbytnich szans nie miała i podbieram... ładnego szczupaka.

Jeszcze kilka rzutów i idziemy dalej. „Teraz złowisz okonia” – czy mógłbym w to nie uwierzyć? Póki co biczujemy wodę bez efektów. Po takim rozpoczęciu godzina łowienia bez brania może zadziwić. Wracamy jeszcze na rozlewisko. Tubaram szybko zapina jack-pajka, a ja zakładam Slidera 10 i w pierwszym rzucie wyjmuję... oczywiście okonia!


Chwilę później drugi taki spada mi pod samymi nogami i mam jeszcze jedno ładne pobicie, ale ryba nie zapina się.
Pora się zwijać, jutro w planach zwiedzanie Londynu.

http://www.youtube.com/watch?v=fGZbIZRAUM4

Co tu dużo pisać, to miasto trzeba samemu zobaczyć. Tamiza w Londynie niestety nie jest zdatna do łowienia (jej wody przypominają osad czynny w oczyszczalni ścieków), więc ograniczę się do kilku fotek miasta.




Poniedziałek (ale ten czas zasuwa). W planach zbadanie trochę bardziej dzikiego odcinka rzeki. Jak i poprzednio, bez pośpiechu, czyli po południu, wyjeżdżamy nad wodę.


Wygląda trochę jak Bzura w Kompinie, z tym, że brzegi dużo bardziej dostępne i ryby zapewne nie są wytrzebione do dna. Piotr szybko pokazuje mi, jak się łowi. Najpierw zapina ładnego okonia, a chwilę potem poprawia jeszcze drugim, który na pewno ma ponad 40 cm. Oczywiście wszystkie ryby objęte C&R.

 

Dalszy fragment rzeki niestety nie obdarzył nas rybami. Za to wyobraźcie sobie moją minę w takiej sytuacji. Jerkowałem sobie spokojnie w miejscu gdzie woda wyraźnie zwalniała, co pachniało mi wybitnie szczupakowo (ale tylko pachniało). A tu nagle z krzaków wyskoczył samiec pawia, przespacerował się, zdziwił się, że ja się dziwię i podreptał dalej. W londyńskim parku widziałem papugi aleksandretty, że o palmach i bambusach nie wspomnę, więc teraz już chyba tylko słoń wśród stada gęsi zbożowych mógłby mnie zaskoczyć.

Postanowiliśmy skoczyć jeszcze na godzinkę na dołek, w którym łowiliśmy dwa dni temu. Na miejscu Piotr szybko zapina małego jack-pajka, a chwilę później jeszcze jednego, ale ten spina się pod brzegiem. U mnie melduje się zębaty w przyjemniejszym rozmiarze.

Później zaczyna się zabawa z okoniami. Wyjmuję w sumie cztery sztuki, wszystkie z jednego rocznika - mają po około 30 centymetrów. Pewnie miałbym więcej, ale za późno zorientowałem się, że hak za bardzo wystaje i pasiaki nie mogą zassać gumy.

We wtorek zmuszony byłem zrobić tylko krótki, poranny spacer i to solo (Piotr musiał iść do pracy, a wieczorem miałem samolot). Inny odcinek rzeki, ale tylko nieco poniżej tego, na którym łowiliśmy pierwszego dnia. W kilku pierwszych rzutach zapinam szczupaka, który miał może 50. Później długo nic i na pożegnanie, po rzucie pod drugi brzeg na haku siada mi coś, co najpierw oceniam jako ładnego okonia, ale szybko okazuje się, że to kolejny kleń! Na kopyto 10 cm...

I to koniec angielskiej przygody. Kilka godzin później oglądam Berlin w nocnej scenerii z wysokości kilku kilometrów i bezpiecznie ląduję na Lublinku.
Serdecznie dziękuję Piotrowi za gościnę oraz oprowadzenie po Oxfordzie, Londynie i oczywiście po Tamizie!

Pozdrawiam

@mekamil