Nasze (nie???) udane wakacje...

Kategoria: Artykuły
Opublikowano: środa, 26, sierpień 2009 21:38
Buri

Zamiar był taki: wakacje pod hasłem „spinning” (casting) nad brzegami Bugu, a następnie wysokie miejsce w klasyfikacji  „Największe na casting”, głównie w kategorii „Junior castingu” . W drodze powrotnej, nie mogło zabraknąć naszej ulubionej agroturystyki  w Piętkowie Dużym (właściwa nazwa miejscowości zawsze chętnie będzie udostępniona wszystkim z Multiplikator.pl), a tam kilka dni i wielkie karpiowanie (koledzy nie obraźcie się na nas, please).

Rozpoczęliśmy przygotowania zbieraniem materiałów o Bugu. Niestety, marzenia małej głowy o wielkich rybach zostały zastopowane za sprawą moich problemów zdrowotnych, po których znalazłem się na sali operacyjnej. Co dalej? Rehabilitacja? Rezygnacja z wyjazdów? Pobyt w sanatorium? O nie! Następuje weryfikacja planów i zapada decyzja : wakacje spędzamy w Piętkowie. Nici z poważnego spinningowania i castingowania... młody załamany, ja z nadziejami na powrót do „żywych” ale z wędką w ręku.

Do naszej „oazy” trafiliśmy  na początku lipca. Piętków przywitał nas piękną pogodą (fuj,fuj, fuj najgorsza rzecz dla castingowca). Stawy zarośnięte(czyli znowu „biednemu wiatr w oczy”), w wodzie mało drapieżnika . Młody chce wracać. Ja twardo tłumaczę mu, że piękna pogoda „fajne” towarzystwo, ale sam bym coś połowił. Trudno, pierwsze chwile to spławik, trochę karpia 1,5kg, lina. Zaczynamy eksplorację poszczególnych zbiorników. Tubylcy i przyjezdni przyglądają się nam z politowaniem, widząc dwóch takich ze śmiesznymi kołowrotkami. Drwiąco pytają za naszymi plecami: „co będziemy muchować?!” Sytuacja robi się niezręczna . Bardziej „życzliwi” dzielą się wiedzą: „Karpie panie, to na muchę nie biorą!”. Pierwszy szczupak zaczyna zjednywać nam nowych przyjaciół, każdy chce dotknąć lub zobaczyć „duplikator”, więc nie jest źle. Szczupak okazał się jednak jedynym w początkach naszego pobytu. Następne dni upływają nam na wypróbowywaniu przynęt i ciągłym szukaniu nowych ciekawszych miejscówek. W największe upały zaczajamy się na dużego karpia. Niestety karpie też nas...Żeby chociaż taki trzy, cztero kilowy... nic z tego. Przychodzi wiatr.  Bierzemy spinny. Będą lepsze? Lepsze?! Kołowrotek pod wędką zaczyna przeszkadzać! Po powrocie rozkładamy spinny i idą „spać” do końca naszego pobytu.
Podczas jednej z naszych zasiadek zauważamy okonie. Są!!! Niewielkie ale zawsze. COŚ mnie tknęło i w ostatniej chwili wsadziłem do pokrowca nasze casty  okoniowo – pstrągowe i mniejsze multiki. Idziemy wypróbować małe przynęty. Trafiamy na okoniowe eldorado! Co rzut – „pasiasty”. Wariactwo czy co ??? Zaczynamy się bawić.



Wypróbowujemy po kolei przynęty. Młodemu na Curado 101d udaje się zejść nawet do 4 gr., mnie na Scorpionku z Availem 2,5gr . „Killerem” staje się Krzyszczykowy Blister. Z dnia na dzień likwidujemy (wyłączamy) następne bloczki, bród zero. Okoni przybywa.


Coraz więcej przyłowów, początkowo szczupaczki 30- 40cm, później coraz większe. „Duplikatory” zaczynają być podziwiane.




Słyszymy głosy, że ten i ów chętnie by spróbował. W stawie, w którym nie było sandaczy, na małego 3cm Countdowna trafia się pełnowymiarowy i baaardzo tłusty „mętnooki”.

To już zaczyna trochę drażnić pozostałych..., a my zostajemy zaproszeni na staw sąsiadów. Tam pada szczupły za szczupłym, wszystkie na woblerki takie ok.5cm. Gdy wychodzimy łowić po kilku minutach zbiera się mała grupka... obserwatorów. Niektórzy dziwią się, że takich kołowrotków to jeszcze nie widzieli, inni ze znawstwem – „panie ale to drooogie..”. Idąc do sklepu słyszymy jak okoliczni ściszają głos – „ oni to nawet suma wyciągnęli, a ten chłopak to jeszcze lepszy od ojca!!!”
Ostatnie dni to karpiowanie i zasiadki z naszymi zaprzyjaźnionymi karpiarzami. Kamil pobija wszystkich - 8kg, ja znowu w tyle 7,5kg, inni ...

... i tak minęły nasze wakacje. My myślimy już o następnych, za rok...

Tekst i zdjęcia: @woyan i @Kamil.K (dawniej @Kamilunieczek)