Godziny spędzone w internecie, przegladanie i segregowanie przynęt staje sie nudne, tak więc wczoraj o godz 10:00 wyruszyliśmy z Markiem (@Bregande) na wyprawe po złote runo. Długo zastanawialiśmy sie gdzie pojechać w poszukiwaniu okoni. Pierwsza opcja z jaka sie spotkaliśmy do Widawa, jednak miejsce mogło nam sie niepodobać obralismy za cel jeszcze jedno miejsce, które znajdowało sie kilkanascie kilometrów od Wrocławia, są to piekne i tajemnicze jeziorka i ciurki połozone w lasach.
Tak wiec wyruszyliśmy jak juz wczesniej nadmieniłem w nieznane. Kiegy dotarlismy nad Widawe, byłem mile zaskoczony jej urokiem rrzeczka wyglądała jak pstrągówka, pomyslałem ze tymbardziej mile spędze nad nią czas.
Wszystko może i by było ładnie, ślicznie oraz pieknie gdyby nie pomału i coraz bardziej wzmagający się wiatr, ale powiedzielismy ze jeszcze troche przetrzymamy tą zniewage rzuconą w naszą strone
.
Rzeka bardzo nas uwiodła jednak ma trudne brzegi, nawet jak do chodzenia z kijami (w tym przypadku dalsza czesc testów z kijami 5'6). Zmieniamy kolejne przynęty ale niestety nic nie chce sie zaciać. Wkońsku jednak markowi udaje się wyciągnąc organizm rybo podobny.
\
Dobre i to.
Ciągle przeszkadzajacy nam wiatr wygrał, byliśmy zmuszeni do opuszczenia tego miłego miejsca, ale napewno tam jeszcze nie raz zaglądniemy.
Postanowiliśmy ze przeniesiemy sie na te "tajemnicze" jeziorka, zapakowalismy sie do automoblilu i muzyką oraz z niezliczona iloscia decybeli
w uszach jedziem po ryby.
Jeziora były połozone mocno w lesie, tak wiec mielismy problemy aby w jakis dogodny sposób zaparkowac auto. Wychodzimy i oczywiście wieje, bardzo nam sie to niepodoba. Tak wiec staramy sie przejsc na strone gdzie wiatr bedziemy mieli w plecy. Jeziorko na którym postanowilismy zaczac łowienie było bardzo miłe dla oka, niewielkie, z roslinnoscia podwodną (bardzo podobnie zbudowane jak zalewy nadarzyckie) choć o wiele, wiele mniejsze. Dostanie sie na drugi brzeg niebyło tak prose jak nam sie wydawało, musielismy pokonywac różnorakie przeszkody naszej kochanej przyrody.
Wkońcu po trudach i znojach jestesmy i zaczęliśmy obławiać dokładnie drugi brzeg, głębokość dobra, przynęty dobre, tylko dlaczego nie współpracują te pasiaki? Ja łowiłem na gumy natomiast Marek kusił je na woblery, mojemu łowieniu starały sie przeszkadzać lezące w wodzie powalone przez wiatr drzewa, widok takiego kolosa był naprawde, naprawde był widok.
Wpewnym momencie spogladam na woblere Marka, który dosc dziwnie sie zachowuje, kiedy wypłynął bliżej mnie i kiedy mogłem mu sie lepiej przyjzeć zobaczyłem szczupaka, który posmakował przynęty Marka, szczupak wypiał sie niedoholowawszy go do brzegu,, Marek jednak był smutny bo była to jego pierwsza ryba na casting, a bardzo chciał ja pocałować. Marek bedziesz jeszcze duzzzzzo okazji. Jakieś dwie minuty po tym zajsciu dostałem okonia, ładnie ubarwiony choć niewielkie, ale ryba jest, a jak jest no to ok.
Jak sie poźniej okazało były to jedyne kontakty z rybami w tym dniu. Padajacy deszcz i bardzo silny wiatr zdegustowały naszą ekipe i postanowilismy wracać.
Wypad zalicze do udanych zwiedzilismy nieznane nam wody, mozliwosc porzucania i pogadania o wedkarskich sprawach są nieocenione. Przyroda, ahhh.
Zachęcam wszystkich do takich "niedzielnych wypadów". DZIEKI MAREK.