ja co najmniej od roku usiłuję zabrać jakiegoś szczupłego żeby go pożreć...
i gdyby nie fakt, że mam sklepy, umarłbym z głodu, bo maluszki się wieszają.
Zabranie co pewien czas rybki - na przykład na wakacjach, żeby z dzieciakami zjeść świeżą, pokazać im, jak prawdziwy wędkarz (w domyśle może być "mężczyzna"
) potrafi odnaleźć się w sposobie postępowania związanym ze złowieniem rybki, jej sprawieniem, przygotowaniem i zjedzeniem - w tym w mojej ocenie nie ma nic złego. Generalnie robię tak, jak złowię karpia, lina, kilka płoci (a łowię rzadko białe ryby) i raczej tylko wakacje albo jakiś wypad weekendowy - w domu moja małżonka by torsji dostała na widok łusek "latających" po kuchni
Drapieżce ostatnimi czasy w 100% wrzucam z powrotem do macierzy
Co do wędzenia - mój funfel wędzi, ma wędzarkę na placu - jako że jeździ ze mną, też nic nie łowi i wędzi nabytki z Lidla