Dziś odbyła się mała akcja na robaczkarzy czatujących na troć. Jeden wrócił z biletem do domu, jeden ma fotkę, parę z upomnieniem. Ale jeden bezczelnie odciął żyłkę gdy do niego szliśmy. Zarządał przyjazdu radiowozu, i juz po krótkiej chwli wykręcił się tłumacząc że już ciemno i kończył łowienie stąd odcięcie żyłki.
Nie ma dowodów - nie ma kary stwierdził jeden z policjantów.
A tak sobie myślę, że jeśli taki gagatek na drugi raz znowu odetnie żyłkę, to może połamać mu wędkę i podrzeć kartę. Przecież prawo kuleje w obie strony, bo kto mu to udowodni jeśli
nie ma dowodów - nie ma kary Co Wy na to