Troć 2008

Witam!

To moja pierwsza wiadomość na tym portalu, więc mam odrobinę tremy, niemniej jedak spróbuję coś napisać.

Pojechaliśmy w tym roku na rozpoczęcie sezonu do Ustki z planem połowu w Słupii. Grupa złożona z trzech trociarzo-pstrągarzy i mnie - nowicjusza (dopiero trzeci wyjazd na trocie, zero doświadczenia w pstrągach). Pierwsze wędkowanie - 2 stycznia, od rana, przyujściowy odcinek (Zimowiska). Temperatura powietrza była jeszcze w okolicy lub powyżej zera, wiatr średni. Szwagier złapał szczurka - łososia (37 cm), którego wypuścił. Miał też wyjście trotki około 50 cm, ale nie uderzyła w jego woblera. Mi się udało wyjąć na wahadłówkę (mały Teodor) samicę troci 66 cm, 2,95 kg. Niestety widać było maleńką (średnica ok. 8 mm) plamę wrzodzienicy na ogonie tej rybki, czyli infekcja panoszy się w tej rzece. Sprzęt - wędka Konger Tele Spin 2,1m (do 35g), multiplikator Daiwa BW2, żyłka Dragon Dynamic 0,34. Więcej kontaktów z rybami w tym dniu nie mieliśmy.

Przez kolejne dwa dni pogoda się zmieniła diametralnie. Duży wiatr (szczególnie na otwartej przestrzeni), temperatura zjechała nawet do -8 stopni, rzeką zaczęła płynąć kra w przyujściowym odcinku, momentalnie zamarzająca woda na przynętach, ostre słońce. Efekt - zero kontaktu z rybami (dotyczy to wszystkich uczestników wycieczki). Łowiliśmy zarówno powyżej jak i poniżej Słupska.

Gdy mieliśmy przerwę i rozmawialiśmy przy ognisku, przyłączył się autochton (rower, spławikówka, promile we krwi) i zaczął opowiadać o tym, jak kłusuje ryby w rzece. Szlag mnie trafiał coraz bardziej i pomimo tego, że nie jestem agresywny miałem ochotę poprzestawiać mu niektóre kości. Niestety miał pojęcie o rybach, więc prawdopodobnie to co mówił, było zgodne z prawdą. Kuriozalne było to, że... czyta regularnie Wiadomości Wędkarskie. Swoją drogą jeszcze nie wypuszczono "Wiadomości Sznurowych", więc faktycznie innej prasy dla niego nie ma. Ogólnie - nie potrzebowałem ciepła ogniska by krew mi się zagotowała w żyłach. Bardzo żałowałem, że nie miałem przy sobie dyktafonu...

Podsumowując.
Był to mój drugi wyjazd styczniowy nad Słupię. W zeszłym roku podobno było cienko, w tym jeszcze gorzej. W Słupsku wędkarzy widzieliśmy jedynie 2 stycznia, później nie zastaliśmy ich. Nad wodą było bardzo mało wędkarzy, na całym odcinku Słupii. Rozmowy z autochtonami świadczyły, że dla wielu sezon się skończył (łowią wtedy, gdy ryba jest w rzece, czyli w tym roku gdzieś do połowy grudnia) i że wiele ryb było zarażonych pleśniawką i wrzodzienicą.

Tragiczne dla mnie są rozmiary kłusownictwa. Na sieci w rzece urwałem blachę. Znalazłem ogromną sieć w krzakach przy rzece (pociąłem ją). Do tego widać zrzucone duże drzewa w poprzek rzeki (ścięte piłą spalinową) - łatwo w takim miejscu założyć sieć. Wysłuchałem wykładu na temat połowu troci na sieć, szarpaka (w tym roku wyjęta trotka na 12 kg tą metodą), węgorzy na sznury, lipieni na serek. Bezsilność strażników oraz ich dobre serce (typu: "dobry strażnik był, bo nie interesował się jak łapię ryby, tylko ile ich mam. Miałem 3 lipienie, to powiedział, że limit zrobiłem i żebym sobie poszedł" - temat na osobny wątek). Ogólnie - znowu wspomogliśmy z kolegami okręg słupski (po 120 zł za pozwolenie na rok), zostawiliśmy po kilka stówek za obiady, noclegi i inne rozrywki kulturalne a kontakt z rybą miał tylko szwagier i ja. Szkoda, że ludzie tam mieszkający nie mogą pojąć, że turystyka wędkarska to dochodowy interes... Wędkarzy w tym roku było zdecydowanie mniej niż w zeszłym, co mnie nie dziwi patrząc się na efekty zeszło i tego roczne.

Na pocieszenie dodaję zdjęcie mojej trotki.